Jak sugeruje sam tytuł, będzie co nieco o muzyce, która obok psychologii jest moją wielką pasją i pierwszą miłością. W zasadzie zawsze tak było. Już w podstawówce nauczycielka dostrzegła u mnie talent i zaprosiła na próby chóru, który prowadziła. Jak tylko zorientowała się, że jestem w swoim żywiole, poszła o krok dalej i namówiła na lekcje gry na pianinie czy kibordzie. Zabrakło mi co prawda cierpliwości, by wyrosnąć na Chopina w spódnicy, jednak miłość do muzyki pozostała u mnie do dziś. A z racji tego, że w ostatnim czasie byłam na pogadance na temat płyt winylowych połączonej z odsłuchaniem bardzo ciekawych numerów, pomyślałam że warto podzielić się wrażeniami, wspomnieniami i refleksjami. Postaram się to uczynić w miarę zwięźle i ciekawie.
WSPOMNIENIA
Dawno dawno temu, kiedy mieszkałam jeszcze pod innym adresem (mogłam mieć wtedy 7-8 lat), miałam u siebie adapter elektryczny. Pewnie wielu z Was pamięta jeszcze te czasy. Nie miałam co prawda zbyt wielkiej kolekcji płyt, jednak te, które miałam – słuchałam aż do zdarcia. Potrafiłam spędzić w ten sposób wiele godzin, które zlatywały stanowczo za szybko. Trudno mi przypomnieć sobie konkretne pozycje, ale nie zapomnę tej radości, jaka mi towarzyszyła przy wyjmowaniu płyty z adaptera i jej zapachu. To były chwile prawdziwego świętowania małej Jo. Załączałam płytę, rozsiadałam się wygodnie na tapczanie i słuchałam. Czasami przeglądałam okładki, śpiewałam niektóre teksty. To był najpiękniejszy czas mojej przygody z muzyką. W końcu ani po płytach, ani po adapterze nie pozostało w moim domu najmniejszego śladu. Przyszło nowe. Tata widząc moje niezadowolenie i najwyraźniej rozumiejąc moją miłość do muzyki, sprezentował mi walkmana (zdj. poniżej ) a wraz z nim kilka pierwszych kaset, wśród których znaleźli swoje miejsce m.in. : VARIUS MANX „EGO”, STACHURSKY, KASIA KOWALSKA, WORDS APART, SPICE GIRLS (i wielu innych).
mój pierwszy walkman 🙂
Słuchanie muzyki na walkmanie – przenośnym, zminiaturyzowanym odtwarzaczu kaset magnetofonowych, miało swoje zalety. Mogłam mieć ukochane kasety zawsze pod ręką, w szkole, w domu, czy w podróży – w przeciwieństwie do adaptera.Jednak bardzo frustrował mnie widok wciąganych, poniszczonych kaset. Po nich przyszła pora na radioodtwarzacze CD/MP3. Polubiłam. Obecnie także mam jeden na stanie, z tą różnicą, że kiedyś słuchałam go codziennie po kilka godzin, a dziś wcale… Teraz nie inwestuję w żaden muzyczny sprzęt (no, może poza płytą, okazjonalnie). Nie trzeba wychodzić z domu, by móc posłuchać koncertu swojego ulubionego zespołu, czy ulubionej płyty. Wszystko jest na youtubie. Wystarczy wiedzieć, jak szukać. Jednak to już nie to samo….
WRAŻENIA
Na wspomnianej muzycznej pogadance o wyższości winyli nad innymi nośnikami muzyki, byłam z Wyjątkowym, też melomanem :). O muzyce wie prawie tyle, co sam Wujek Google, czym zresztą ciągle mnie zaskakuje. Czasem zastanawiam się, czy jest coś takiego, czego o muzyce jeszcze nie wie? :). Osoby prowadzące ubogaciły nas swoją muzyczną wiedzą w wielu wymiarach. Począwszy od muzyków, poprzez winyle (jak wyglądały, jak zapisywano na nich ścieżkę dźwiękową), poprzez sprzęty służące do odtwarzania muzyki w danych okresach. Mieliśmy także okazję posłuchać naprawdę fajnych winyli (w większości dla mnie nieznanych) i poczuć różnicę w jakości słyszanego dźwięku. A ta była kolosalna!. Po zakończeniu części oficjalnej spotkania, nastąpiła część nieoficjalna, podczas której można było wypić kawę, zjeść ciacho czy porozmawiać z prowadzącymi spotkanie, zapytać, podzielić się wrażeniami. Dla Jo – to był bardzo interesujący i udany wieczór, który nie tylko ubogacił ją muzycznie o konkretną wiedzę oraz ponownie rozpalił w jej sercu miłość do winyli. Dodatkowo jestem mega podekscytowana, gdyż jutro idę na jedyną w swoim rodzaju potańcówkę w klimacie lat 70, podczas której będą nas rozgrzewać gorące kawałki z płyt winylowych. Już na samą myśl robi mi się gorąco!. Jak ja do jutra wytrzymam?! . Zaś w niedzielę Jo wybierze się do Planetarium na kosmiczny odsłuch „The Dark Side of the Moon” Pink Floyd – a to wszystko w ramach Vinyl Festiwalu w Chorzowie.
REFLEKSJE, czyli zmierzając do puenty….
Buszując po internetach za winylami, trafiłam na bardzo ciekawy artykuł (kto wie, czy aby nie proroczym) pt. „W 2020 roku winyl przegoni CD?” autorstwa p. Bartka Chacińskiego. Powiem krótko: tak, jestem absolutnie pewna p. Bartku, że ta przepowiednia się spełni. Może o tym świadczyć naprawdę ogromne zainteresowanie, jakim cieszą się wydarzenia takie jak giełda płyt winylowych w całej Polsce czy wspomniany przeze mnie Chorzowski Vinyl West, zainaugurowany przez Koncert Fisha, byłego frontmana znanej wszystkim grupy Marillion. Bilety rozeszły się błyskawicznie, jak świeże bułeczki. Zazdroszczę tym, co byli. Szczęściarze z Was!. Sprzedaż płyt winylowych wzrasta. Przynajmniej tak mówią statystyki. O Muzyce można by mówić wiele. Może winyl to przestarzały nośnik muzyki w porównaniu do obecnych, jednak ma wiele plusów. Słuchanie płyt winylowych pozwala obcować z muzyką w zupełnie inny sposób – to pretekst do chwili relaksu, wsłuchania się w muzykę. Można być bliżej muzyka i jego twórczości. Dzięki zupełnie innej jakości brzmienia (o czym mogłam się przekonać) muzyka nie tylko cieszy, ale dotyka samej duszy (zwłaszcza, jeśli ktoś jest takim wrażliwcem i melomanem jak ja). Czy rosnące zainteresowanie winylami to moda, które przeminie? Czas pokaże. Jednak bez względu na panujące trendy, ja nie przestanę uwielbiać winyli(…).
Dodaj komentarz