Chociaż nie mam parcia na wieści ze świata mediów, sporadycznie po nie sięgam. Nie zawsze bowiem mam pomysł na kolejny post. Bywa, że najzwyczajniej w świecie brakuje mi weny twórczej, tego jednego impulsu, od którego wszystko się zaczyna. Wtedy szukam inspiracji np. w sieci. Całkiem niedawno moją uwagę zwróciła VIVA! publikując artykuł o wspaniałym, zmarłym niespełna rok temu artyście – Zbigniewie Wodeckim. Wiadomość o jego śmierci bardzo mnie zasmuciła, gdyż uważałam go za osobę o niezwykłym talencie, wspaniałym stylu bycia i dużej wrażliwości. A takich, moim zdaniem, coraz mniej. Jak się okazuje – Zbigniew Wodecki był także człowiekiem o wielkim sercu, który pomagał ludziom ubogim czy bezdomnym. I właśnie o tym będzie dzisiejszy wpis: o pomaganiu innym.
Osobiście jestem zdania, że pomagać nie tylko warto, ale i trzeba! Chociażby z jednego powodu: nie znam dnia ani godziny, kiedy to właśnie ja będę potrzebować czyjejś pomocy, wyciągniętej do mnie ręki, ciepłego słowa czy po prostu obecności. Jednak najczęściej obserwuję , że ludzie mają to daleko gdzieś. Są skupieni tylko i wyłącznie na samych sobie. Pędzą gdzieś w pośpiechu, mijając każdego dnia setki jeśli nie tysiące ludzi. Wśród nich są także ci potrzebujący pomocy. Zapewne nie raz stanęliście w sytuacji, kiedy ktoś Was zaczepił i poprosił o pomoc: A to komuś 20 gr do piwa brakuje, innym razem ktoś jest głodny, zbiera na leki czy operację, itd. itd. Znamy to bardzo dobrze, często z autopsji. Chcieliśmy naprawdę pomóc, tymczasem wykorzystano naszą naiwność, wrażliwość, dobre serce. Więc się w końcu uodporniliśmy.
Mieszkam na jednej z najbardziej tętniącej życiem ulic mojej metropolii. Wracając wieczorem do domu spotykam różnych ludzi. Niektórzy prosili mnie o pomoc. Czasami naprawdę miałam dylemat, jak powinnam zareagować. Bo najczęściej bywa tak, że ten kto naprawdę pomocy potrzebuje, to o nią nie prosi. Po prostu jest mu wstyd. Zaczepiają z reguły ci, którzy po prostu żerują na naszych emocjach. I portfelach. Raz zdarzył mi się pewien epizod. Historia miała miejsce kilka lat temu, jednak wciąż mam wrażenie, jakby to było wczoraj. A było tak: szłam do piekarni po pieczywo, gdy nagle zaczepiła mnie starsza kobiecina. Garbata, z laską, o słabym wzroku. Powiedziała, że jest głodna. Prosiła o pieniądze….Dałam jej równowartość dwóch bułek. Była na mnie oburzona :(. Wieczorem wracam z kursu językowego. Blisko mojego domu ponownie widzę tę kobiecinę. Sprawia wrażenie, jak gdyby na coś/ kogoś czekała. Zainteresowana czy coś się stanie – przystaję i czekam… Nie upłynęło kilka minut, a podjechał samochód. Czarne BMW. Wysiadł z niego młody człowiek, który delikatnie kiwnął w jej stronę, na co ta dokuśtykała do tej limuzyny, wsiadła. Samochód odjechał. Stałam tak chwilę, bo nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam….Tym razem to ja byłam oburzona.
Takich przykładów można by podawać jeszcze wiele. Na tym jednym jednak poprzestanę. Pomimo tego, że nieraz się przejechałam pomagając komuś, nie zamierzam się zniechęcać i ulegać znieczulicy. Tak już mam, że nie potrafię przejść obok kogoś obojętnie. Zwłaszcza, jeśli widzę kogoś naprawdę w potrzebie. Zebrane na ulicy doświadczenia nauczyły mnie mądrości. Dały rozeznanie kiedy i jak mogę komuś pomóc. Gdy ktoś twierdzi, że jest głodny – idę po pieczywo czy kebaba. Jeśli prosi mnie o nieco grosza, bo do winka brakuje- nie daję. Nie chcę przykładać ręki do jeszcze większego rozpicia drugiego człowieka. Osobę będącą w sytuacji kryzysu odsyłam do miejsca, co do którego jestem pewna, że otrzyma stosowne wsparcie. Pieniądze to nie jedyny sposób na udzielenie komuś pomocy. Czasem wystarczy jeden uśmiech, ciepłe słowo, chwila rozmowy, obecność. Sama nie jeden raz w życiu potrzebowałam czyjejś pomocy. Rzadko kiedy ją otrzymywałam. Jednak nie przestanę pomagać innym, bo dobro , które komuś daliśmy – zawsze wraca. (….).
Dodaj odpowiedź do zapiskijoanny30 Anuluj pisanie odpowiedzi