Powiedzmy sobie wprost drodzy Czytacze: nie dzieje się zbyt dobrze. Każdy nowy dzień trwającej inwazji tylko mnie w tym przekonaniu utwierdza. Media kreują mesjanistyczny obraz napadniętego kraju, dzielnie odpierającego ataki agresora. Coraz częściej słyszy się o wysokim morale, niezwykle przemyślanej strategii oraz odważnej walce Ukraińców, którzy zaczynają spychać wrogie wojska do defensywy. Jednak w mojej ocenie jest jeszcze za wcześnie na otwieranie szampana. Gwoli przypomnienia pozwolę sobie przytoczyć jedną z pierwszych wypowiedzi niemieckiego polityka: „Nie ma sensu wam pomagać, bo Ukrainie zostały tylko godziny”. Można się załamać? Jak najbardziej. Wystarczyło jednak, że Ukraina wytrzymała kilka dni, by UE nagle pokochała ten kraj, deklarując chęć pomocy militarnej.
Zaskoczeni? Ja nie aż tak bardzo. Jeśli ktoś z Was pamięta co nieco z historii Polski, to zapewne wie, jak zakończył się dla nas pakt obrony podpisany w dniu 25 sierpnia 1939 roku. Mówiąc kolokwialnie – zostaliśmy zwyczajnie wyruchani i sprzedani. Polsko – brytyjski sojusz okazał się tak trwały, jak kartka papieru. Wystarczy ją lekko zmiąć i wrzucić do palącego się kominka, by w kilka sekund został po niej tylko proch. Tyle właśnie warte są sojusze. Widmo wojny we własnym kraju zmienia perspektywę. Sprawia, że nie umowy międzynarodowe są ważne, lecz chronienie za wszelką cenę swojej dupy. Polska najwyraźniej tą dupę ma ze stali, skoro całą swoją nadzieję pokłada w NATO (tak, jak niegdyś w aliantach).
Wielu Polaków naprawdę święcie wierzy, że gdyby (nie daj Boże!) na naszym podwórku wybuchła wojna, to siły zbrojne NATO natychmiast ruszą nam na ratunek. Muszę Was rozczarować. Według twardych danych statystycznych – jesteśmy w ścisłej czołówce rozbrojonych krajów (wyprzedza nas jedynie Watykan), więc szanse na odparcie przez Polskę potencjalnej (i wcale nie niemożliwej!) agresji ze strony Rosji – są po prostu ŻADNE. A przegranym się niestety nie pomaga (Kupilibyście na własność samochód bez gwarancji oraz bez ważnego ubezpieczenia? ). Ukraina otrzymała wsparcie Europy między innymi dlatego, że jest SKUTECZNA w swoich działaniach. Dzielnie walczy i coraz częściej wygrywa. Wracając jednak do chwili obecnej: kraje członkowskie UE wysyłają nam medialny przekaz pt. „nakładamy embargo na Rosję, uniezależniamy się od ich surowców, zrywamy współpracę handlową”. Wszystko po to, aby zwykli obywatele uwierzyli w obraz zjednoczonego i silnego Zachodu, który jest tak samo prawdziwy, jak militarna potęga Federacji Rosyjskiej rodem z czasów sowieckich. Właśnie obserwujemy totalny blamaż tej wspaniałej armii.
Zmierzając pomału ku puencie – powinniśmy się nastawić na długą wojnę. Możecie mnie zlinczować – trudno, przeżyję. Putin zdecydowanie wygrywa ten sparing z Zachodem. Trzyma UE w szachu (żeby nie powiedzieć: za jaja). Sankcje nakładane na Rosję są po prostu niewystarczające, gdyż nie obejmują najważniejszego: rosyjskiej energetyki (w tym ropy, gazu i węgla, jak również transportu). Propozycja Komisji Europejskiej zawiera między innymi wprowadzenie przez UE zakazu eksportu paliwa lotniczego do Rosji (która notabene wcale nie importuje paliwa lotniczego z Unii), czy wykreślenie z listy sankcyjnych części zamiennych dla luksusowych samochodów. Odstępstwa mają dotyczyć też m.in. produktów luksusowych (miły ukłon w stronę rosyjskich oligarchów, nieprawdaż ?), współpracy kosmicznej z Rosją czy dostaw paliwa do elektrowni jądrowych (tego chyba komentować nie trzeba).
Niektóre kraje już się wyłamały (z oczywistych powodów) i wcale nie zamierzają iść z Putinem na zwarcie. Lawirują. No a sankcje? Te dotykają co najwyżej zwykłych rosyjskich obywateli. Są tak „skuteczne”, że kurs rubla po ostrym zjedzie zdołał się już ustabilizować. Moskiewska giełda pracuje normalnie i nadal odnotowuje spore wzrosty. Putin i oligarchowie rosyjscy nadal mają się dobrze. W końcu wybuch wojny był do przewidzenia, planowany przez Kreml od lat. Logiczne więc, że przed dokonaniem agresji na Ukrainę bogacze uciekli ze swoim majątkiem do rajów podatkowych czy krajów poza UE. Jeśli wierzyć doniesieniom (mamy mgłę wojny) sytuacja w Rosji jest na tyle dobra, że Bank Centralny zluzował wprowadzone wcześniej ograniczenia w zewnętrznych transferach finansowych. Także Gazprom odnotowuje rekordowe zyski ze sprzedaży surowców, otrzymując ponad 900 mln euro dziennie ze sprzedaży…
PS. A tak na marginesie: od początku wojny w Ukrainie UE zapłaciła Putinowi 35 mld euro za same importowane surowce energetyczne. W tym samym czasie Ukraina otrzymała od Wspólnoty Unijnej zaledwie 1 mld euro. Wynik meczu? 35:1 dla Putina. A co do kwestii piątego paragrafu natowskiego sojuszu: co, jeśli Putin powie Zachodowi (a w pierwszej kolejności POLSCE): „sprawdzam”? Naprawdę myślicie, że ktoś nam pomoże? Obyśmy nie musieli się o tym przekonywać na własnej skórze.
Dodaj odpowiedź do Lucia Anuluj pisanie odpowiedzi