Kochani moi.
Powiedzmy sobie otwarcie i szczerze: Narodowy Fundusz Zdrowia jest po prostu patologiczny. Opieka zdrowotna w Polsce zawsze pozostawiała wiele do życzenia, jednak pandemia koronawirusa SARS-COV-2 i rządowe sposoby walki z nią – doprowadziły ledwo wydolne już szpitale oraz SOR-y do totalnej zapaści. Taka jest cena ponad 30-letnich zaniedbań władzy oraz ignorowania apeli społecznych, by ten dziurawy system w końcu porządnie załatać. Jak dotąd żadna, absolutnie żadna frakcja polityczna nie raczyła się nad tym poważnym problemem pochylić i go rozwiązać. Bo i po co? Ważniejsze jest kupowanie niewolników socjalem za ich własne pieniądze. Piszę to wszystko z ogromną frustracją, żalem i niekłamaną troską. Informacje, które docierają do nas od kilku miesięcy, napawają mnie coraz większą grozą. Podobno mamy ostatnio wylęgarnie chorób (najczęściej grypopodobnych). W szpitalach i aptekach (jeśli wierzyć mediom) dzieją się dantejskie sceny: kolejki do specjalistów wprost niewyobrażalne. Coraz częściej mówi się także o niedoborach leków, które horrendalnie zdrożały. Odczułam to ostatnio na własnej skórze. Dwa dni temu wykupiłam bowiem półroczny zapas moich leków p/epil za….bagatela: 1570 zł z groszami! To prawie dwie trzecie mojej pensji! Miałam nie lada dylemat „kupić czy nie?”, ale po chwili przełknęłam tę gorycz i receptę zrealizowałam. Bo te leki ratują mi życie….
Żeby lepiej nakreślić powagę sytuacji: aby przeżyć, musiałabym dostawać do ręki co najmniej 3000 więcej (za samo mieszkanie płacimy bowiem około 2200. A gdzie ubrania? Jedzenie? Artykuły domowe czy chemiczne?). Gdyby nie fakt, że mam męża, który lepiej zarabia, pewnie musiałabym kupować leki z chwilówek, albo żebrać na ulicy. To ma być ta „dobra zmiana?” według PIS? Ten mój skrawek rzeczywistości to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wysoka cena, jaką wszyscy płacimy dbając o swoje zdrowie oraz życie, ma tak naprawdę wiele przyczyn. Z racji długości tego postu, ograniczę się jednak tylko do kilku. Pierwszy czynnik już wymieniłam. Jest nim kwestia dostępności oraz cena kupowanego przez nas medykamentu. Biorąc pod uwagę fakt, że co najmniej 80% leków pochodzi z Azji – tak wygórowane ceny oraz apteczne marże przestają dziwić. Na przestrzeni ostatnich 30 lat Polska całkowicie uzależniła się od chińskiej produkcji substancji czynnych używanych w lekach. Ale tym jakoś rząd się nie nam chwali, prawda?
Puśćmy na chwilę wodze naszej fantazji. Wyobraźmy sobie teraz taką sytuację, że w 2025 roku wybucha wojna amerykańsko-chińska (w której pośrednio bierzemy już udział poprzez pomoc Ukrainie). Oba te kraje dysponują najbardziej rozwinięta na świecie technologią. Na skutek hipotetycznego konfliktu między nimi – wszystko STAJE. Nic nie kupisz, nic nie sprzedasz, nic nie wyprodukujesz. Nieciekawa perspektywa, ale niestety nie niemożliwa. Starcie między USA a Chinami w zasadzie jest przesadzone. To tylko kwestia czasu. Czynnik numer dwa to kwestia cofnięcia refundacji wielu leków ratujących życie pacjentom chorym przewlekle. Jeszcze rok temu moje leki były refundowane. Od maja tego roku – niestety już nie są. Teraz bulę za nie jak za zboże, inflacja wciąż nie osiągnęła swojego szczytu, a płace ani drgną. Nie bez znaczenia pozostaje też kwestia pandemii. Utrudniony dostęp do lekarzy sprawił, że zaczęłam leczyć się prywatnie (jak wielu innych Polaków). Podobnie ma się rzecz z diagnostyką. Kosztuje to co prawda niemałe pieniądze, ale przynajmniej mam ciągłość leczenia oraz gwarancję, że w prywatnym gabinecie potraktują mnie poważnie i udzielą potrzebnej pomocy medycznej (o czym w przypadku NFZ możemy zapomnieć). Trzecim czynnikiem – ważnym, jeśli nie kluczowym – jest zbyt duża biurokracja, która nie pozwala lekarzom wykonywać tego, do czego zostali powołani: LECZYĆ. Nie wiem, jak na tym polu radzą sobie inne kraje, ale jedno wiem na pewno: z takim rządem jak nasz lepiej nie będzie…. Tym bardziej, że zbliżają się wybory.
I może jeszcze jedna osobista wycieczka: ponad 10 lat temu, będąc na wizycie kontrolnej u neurologa, poprosiłam go o skierowanie na badanie (wizyta w ramach NFZ). Na to lekarz spojrzał na mnie wielce zdziwiony i zapytał: „a po co to pani?”. Wyjaśniłam więc szanownemu specjaliście, że po 10 latach bez jakichkolwiek badań, warto by zobaczyć, jakie są zmiany. Jakie było moje zdziwienie, kiedy skierowania na badania mi nie dał. Facet dał mi łaskawie receptę i po prostu spławił. Pomyślałam sobie wtedy „buc, ignorant i cholerny konował” . Tamta sytuacja przelała czarę goryczy. Natychmiast zmieniłam lekarza. Miał co prawda bardziej profesjonalne i ludzkie podejście do pacjenta, ale problem z badaniami kontrolnymi pozostał. Gdy tylko to sugerowałam jakiemuś specjaliście, odbijałam się od ściany. Dzisiaj przynajmniej wiem dlaczego. Okazuje się bowiem, że lekarzom, którzy zlecą za dużą liczbę badań, potrącana jest pensja. Do wyboru między wysłaniem pacjenta na badania a otrzymaniem pensji zmuszani są lekarze w całej Polsce. Niektórzy znajomi ze środowiska lekarskiego takie posady przyjmują, inni nie. Pomniejszanie wynagrodzenia o badania diagnostyczne to narażanie pacjentów. Powyższy proceder potwierdzają sami medycy (między innymi dr Fiałek czy dr Michał Gontkiewicz- przewodniczący zespołu ds. monitorowania naruszeń w ochronie zdrowia z Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. Jak myślicie? Co wybierze lekarz? leczenie Was (co oznacza znacznie mniejszy zarobek) czy wierność przysiędze Hipokratesa (a co za tym idzie – poprawę jakości Waszego życia i zdrowia?). Odpowiedzcie sobie na to pytanie sami.
Po więcej odsyłam tutaj:
https://innpoland.pl/156125,dlaczego-lekarze-nie-wysylaja-na-badania-bo-obcinaja-im-za-to-pensje
Całkiem niedawno trafiłam w sieci na pewien artykuł mówiący o tym, że coraz więcej Polaków po prostu nie stać na leczenie. Widzę to zwłaszcza u emerytów, którzy muszą wybierać pomiędzy wykupieniem recepty a jedzeniem. Zamiast odpoczywać w spokoju po wieloletniej harówie, martwią się jak zdołają dokonać podstawowych opłat. Nie każdy z nich ma na tyle dobrą kondycję zdrowotną, by móc sobie dorobić. I to jest prawdziwy dramat. Sytuacja zdrowotna Polaków mogła by być o wiele lepsza, gdyby rządzący zamiast przyznawać sobie sowite pensje tak naprawdę za nic, wzięli się w końcu do roboty i stanęli na wysokości zadania. W końcu nikt z nas nie jest wieczny, choćby nie wiem jak wielkim dysponował majątkiem. Ale przy takich skorumpowanych pis-peowskich darmozjadach, populistycznych miernotach oraz komuszych klakierach na usługach obcych krajów i koncernów farmaceutycznych, nie pozostaje nam nic innego, jak słono płacić lub umierać…..
Wiesz co jest najgorsze? Że to było do przewidzenia i po prostu nie wierzę że rząd nie zdawał sobie sprawy do czego to wszystko prowadzi. Ale jakieś chore interesy były ponad zdrowiem ludzi i teraz mamy to co mamy, a odpowiedzialnych oczywiście brak.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Z badaniami kontrolnymi to chciałam sobie zrobić testy na alergie żywnościowe w Australii- lekarka zapisała mnie tylko na badanie na gluten i laktozę. W klinice chciałam dopłacić za inne, z własnej kieszeni. Okazało się, że bez skierowania od lekarza nie mogę, nawet jeśli zapłacę sama, bo nie robią na życzenie pacjenta, bo oczywiście pacjent jest głupi i sobie zaszkodzi. Służba zdrowia wszędzie to debilizm.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A to mnie zaskoczyłaś…. Myślałam, że tylko u nas taka patologia. Nawiasem mówiąc uważam, że rozwiązania „prozdrowotne” jakie funduje nam polski rząd, to eutanazja w białych rękawiczkach…
PolubieniePolubienie
Coś skrobnę. Otóż chore kasy, lub jak ktoś woli niewydolny NFZ nie są wynikiem zaniedbań, lecz celowym antyspołecznym działaniem wszystkich rządzących po przemianach ustrojowych w Polsce, począwszy od pierwszego „demokratycznego” grzebania w służbie zdrowia. Rząd swoimi działaniami, świadomie zrzucił z siebie odpowiedzialność, obciążając nią społeczeństwo, również celowo źle kierowane, czemu to społeczeństwo jest samo winne, gdyż dało władzę tym draniom.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Społeczeństwo uwierzyło w bajeczkę o dobrobycie na miarę „american dream”…. Toć i mamy „dobrą zmianę”. Ludzie ciągle wybierają między dżumą a cholerą (PIS versus PO). Dlatego szansy na poprawę tego stanu rzeczy niestety nie ma….
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
I o tych bajeczkach piszę tez na swoim blogu. Do siego roku! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Do siego!
Byleby nie był gorszy od tego, który właśnie żegnamy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba