***
Ona…
W oczach mężczyzn – niezwykle atrakcyjna, pociągająca. Zazwyczaj ubrana w dżinsy, sweterek (bądź cardigan ) i wygodne buty na niezbyt wysokim obcasie. Włosy rudawe, kręcone, luźno upięte w kok. Sprawiała wrażenie wycofanej, nieśmiałej, zamyślonej… Singielka, coraz bardziej pogodzona ze swoim losem, choć czasami tęskniąca jeszcze za miłością….W końcu któż z nas nie pragnie kochać i być kochanym? Codziennie jej Alter – Ego mówiło do jej serca: „Kobieto, daj spokój. Faceci to dranie. Ich nie należy kochać. Oni nie są zdolni do uczuć wyższych. To egoiści ” (..)
Rzeczywiście – nie miała szczęścia do mężczyzn. Swą pierwszą miłość poznała na ULICY. Pewnego razu, wracając do domu – została potrącona na jezdni przez motocyklistę, który pozostawił ją samej sobie uciekając z miejsca zdarzenia. Jednak ktoś zauważył całe zajście i wezwał karetkę. Jej wybawca odwiedził ją kilka razy w szpitalu. Tak się zaczęło. Dzieliła ich odległość, więc pisali do siebie. Z czasem zaczęli się odwiedzać w weekendy. Trwało to kilka miesięcy. Było pięknie, dopóki nie zaczął naciskać na seks. Ona jednak uparła się, że chociaż go szczerze kocha – zachowa dziewictwo do ślubu. Jak można się łatwo domyśleć – jemu ten pomysł się nie spodobał. Kochał ją, ale niestety nie wytrzymał. To był jego jeden jedyny skok w bok, który zakończył się bliźniaczą ciążą jego kochanki oraz ślubem.
Drugiego poznała w swojej pierwszej pracy. Był miły, zawsze uśmiechnięty, otwarty, wzbudzał zaufanie. Pomagał, gdy zepsuł się komputer (w końcu był informatykiem). Zostawiał pod jej nieobecność w biurze anonimowe liściki, wyznania przyjaźni, miłości. W końcu zaczął ją śledzić, nachodzić, wydzwaniać, grozić. Twierdził, że nikt jej nie kocha i nie pokocha tak jak on. Mało tego: nikt poza nim nie ma do niej żadnych praw . Ona bała się własnego cienia. Koleżanki zazdrościły jej takiego adoratora , znały bowiem tylko jedno jego oblicze. Przeżyła prawdziwy koszmar. W końcu zgłosiła jednak sprawę na policję i dał jej spokój. A kiedy wydawało jej się, że los się do niej uśmiechnął – okazało się, że była jedną z wielu. Wtedy przysięgła sobie, że już nigdy się nie zakocha. Nie zaufa…. Aż w końcu pojawił się ON.
ON…
Mężczyzna w jej wieku, po przejściach, który przysiągł sobie dokładnie to samo. Dość atrakcyjny, wysoki, niebieskooki. Miał w sobie to „coś”, co trudno do końca zdefiniować, a co przyciągało do niego kobiety. Z żadną nie był dłużej niż miesiąc. Traktował kobiety, jak myśliwy upolowaną przez siebie zdobycz. Zdobywał i porzucał. Gdy jakaś kobieta go pokochała, gra w króliczka dobiegała końca. Znajomość także. On nie lubił jak kobieta była łatwa. Pociągała go sama gonitwa, zdobywanie, zabawa, seks. Nie obchodziły go żadne związki, żadne wchodzenie w układy partnerskie. Ślub? Nigdy w życiu! Nie miał zamiaru uczynić ze swojego życia piekła , jak jego matka, która poślubiła jego ojca – alkoholika. Do pewnego momentu nawet im się układało. Jednak kiedy ojciec stracił pracę – zaczął ostro popijać. On miał wtedy 6 lat. Ojciec szybko wpadł w ciąg, totalnie go wzięło. I zaczęło się. Awantury, przychodzenie nad ranem, bicie, groźby, wzywanie policji od czasu do czasu. Jak miał piętnaście lat – postawił się ojcu, pobił go – w obronie matki oraz własnej. Były momenty, kiedy ojciec zapewniał: obiecuję, zmienię się, pójdę na odwyk, przestanę pić, znajdę pracę. Kończyło się jak zwykle: po każdej rozmowie o pracę – jego ojciec przychodził schlany. A ON? coraz częściej nocował poza domem, u kumpla lub kolejnej kochanki.(…)
Któregoś dnia, z głupoty i nudów wszedł na czat. Wymyślił sobie ciekawy nick i czekał na rozwój wydarzeń nie spodziewając się, że znajdzie się jakaś głupia, która do niego napisze. Znalazła się. Singielka o rudawych, kręconych włosach, tęskniąca za miłością. Księgowa…Wymienili się numerami, umówili przed pewną kawiarnią, gdzie ku wzajemnemu zaskoczeniu spędzili razem kilka godzin.Trudno im było się pożegnać. A przecież obiecywali sobie, że już nigdy…Ale serce nie sługa. Strzała kupidyna trafiła w oba serca. I wtedy zaczęły się schody. Bo ona była z tych kobiet, które pragną i kochają za mocno. On natomiast nigdy nie poznał, czym jest naprawdę miłość. Mając wszystkie swoje złe doświadczenia z kobietami – zaczął grać na jej emocjach, sprawdzać, testować. Uderzał w jej słabe strony. Strzały były celne i bardzo bolesne. Co jakiś czas przybierał maskę faceta kochającego, opiekuńczego, do rany przyłóż, by przy następnej okazji zadać cios. Odwoływał spotkania, tworzył niestworzone historie, jak to jakaś inna chciała go uwieść, ale on taki kochający, taki wierny. Komplementował przy niej urodę i powab innych kobiet, co jest czymś nie do wybaczenia. Dochodziło coraz częściej do kłótni i cichych dni (jego zdaniem to ona była oczywiście wszystkiemu winna: bo zazdrosna, na smyczy trzyma, czepia się).
Mijały miesiące. Im bardziej On był okrutny, tym więcej miłości Ona mu dawała. Służyła mu przede wszystkim radą, obecnością, emocjonalnym wsparciem. Mówiła mu od czasu do czasu, jak bardzo go kocha i że dla niej jest kimś naprawdę wartościowym. Że jest dumna z takiego mężczyzny. On nie dawał wiary słowom. Ona natomiast zaczęła łapać doła. Zdawała sobie coraz bardziej sprawę z tego, że ten związek jest bez sensu, bez żadnej przyszłości. Jednak nie potrafiła tego przerwać. Nie miała w sobie dość siły. Poza tym Ona naprawdę wierzyła, że jej miłość może odmienić jego serce, sposób w jaki ją traktował. Z każdym dniem miała coraz mniej chęci i sił , by walczyć o niego. Zrozumiała, że nie da się kochać za dwoje. Sama miłość to za mało. Postanowiła to zakończyć. Stwierdziła: lepiej utracić miłość , niż szacunek do samej siebie (…).
Pewnego dnia umawia się z nim do centrum handlowego na wspólne zakupy (choć niczego tak naprawdę nie zamierza kupować). Rozmawiają na różne tematy. W pewnym momencie On rzuca jeden z tych swoich żartów, które wcale nie są zabawne. Z trudem powstrzymuje się, żeby mu nie odbić piłeczki. Oddycha szybko. Jest wzburzona. Usiada na pobliskiej ławce. On także. Wtedy Ona spokojnym, ale zarazem stanowczym głosem oświadcza mu: TO KONIEC. On nie bierze tego na poważnie. Takie „jazdy” (tj kłótnie i ciche dni nawet do tygodnia czasu) mieli często. Ale ona podnosi się z ławki, a On rozumie, że tym razem Ona nie żartuje. Ona naprawdę odchodzi.
O miłości można by mówić wiele. Często jej poszukujemy, a ona przychodzi ukradkiem, z zaskoczenia i często nie w porę. Tak właśnie było w przypadku tych dwojga. Zadała obojgu wiele cierpienia. Wywróciła ich życie do góry nogami. Jednak obojgu dała bardzo cenną lekcję: on zrozumiał, że choć ciężko znaleźć swoją bratnią duszę, jest to możliwe. Jest inna miłość niż ta wyniesiona z rodzinnego domu, która pełna była alkoholu, przemocy, lęku, poniżania, wstydu i bólu, którego nie da się wypowiedzieć. Ją ta niespełniona miłość nauczyła, że nie da się kochać za dwoje i że nie warto dawać wszystkiego na tacy. Tak wielka otwartość i dawanie siebie tej drugiej osobie jest bardzo ryzykowna, gdyż czyni nas bezbronnym, naraża nas na zranienia. By móc budować zdrowe i trwałe relacje, trzeba zacząć od pokochania samej siebie. To prawda, że nasze uczucie może zostać nie odwzajemnione. Jednak mimo wszystko – warto kochać.
***HISTORIA OPARTA MA FAKTACH. WPIS POCHODZI Z MOJEGO BLOGA NA ONET.PL
Dodaj komentarz